piątek, 19 grudnia 2014

Charming like a father [VI]

Noo i mamy 6 rozdział. Przepraszam za małe opóźnienie w publikacji, mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)


            - Emma? Emma, obudź się! – Regina pochylała się nad blondynką, która zdążyła stracić przytomność i bezwiednie osunąć się na chodnik.
Całość trwała zaledwie kilka minut, w ciągu których Emma zdążyła doznać okropnego bólu głowy, przez który miała przed oczami jedynie ciemność, która po czasie ją zamroczyła, a kobieta na moment zemdlała, tracąc panowanie nad własnym ciałem. Na szczęście chwilę potem zdołała się ocknąć i ku jej uldze przeraźliwy ból minął. Niepewnie otworzyła oczy, a jej spojrzenie od razu padło na brunetkę kucającą tuż obok niej. Trzymała ją za ramię i z niepokojem obserwowała każdy ruch siedzącej.  Kiedy zauważyła, że Emma obudziła się nabrała powietrza w płuca i wypuściła je ze świstem, czując wielką ulgę.
            - Boże, Panno Swan, czyś Ty postradała zmysły?! Przez Ciebie nie wiedziałam, co się dzieje. – Regina podniosła się i wyciągnęła rękę w stronę kompanki, aby pomóc jej wstać.
            - Spokojnie, wszystko jest w porządku. Chyba mam migrenę…
            - To nie wyglądało jak zwykła migrena. Musimy Cię zbadać. -  Regina nie dawała za wygraną. Wyciągnąwszy rękę przed siebie, położyła ją na czole blondynki, by sprawdzić czy nie ma gorączki.
            - Nic mi nie jest, przecież mówiłam! – Emma cofnęła się o krok, strącając rękę Pani Major.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem przed siebie, czując, że potrzebuje chwili spokoju. Zignorowała zaskoczoną kompankę i weszła w pierwszą uliczkę w zasięgu wzroku, nie bardzo wiedząc gdzie idzie. Zdawała sobie sprawę, że te dziwne napady bólu głowy i ciemność przed oczami nie są czymś normalnym, jednak nie chciała od razu wyolbrzymiać problemu i panikować. I tak mieli już dość zmartwień, więc nie potrzebowali jeszcze dodawać objawów choroby do listy. Od razu założyła, że to pewnie z przemęczenia i powinno minąć równie szybko jak się pojawiło. Przecież, od czego innego miałoby to występować?
Beznamiętnie stawiała kolejne kroki, kilkakrotnie skręcając w różne małe uliczki aż w końcu zatrzymała się, by móc spojrzeć przed siebie. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że się pogubiła w małym labiryncie ulic, a Regina wyraźnie nie poszła za nią, widocznie stwierdzając, że lepiej zostawić blondynkę z własnymi myślami. Przeklęła na głos i odwróciła się, aby cofnąć się do miejsca, które mogłaby rozpoznać. Co prawda już minęły 3 lata odkąd przyjechała do Storybrooke, ale jakoś nie specjalnie interesowało ją zagłębianie się w małą sieć krętych uliczek.
Cofnęła się do jednego z małych skrzyżowań i uważnie rozglądnęła wokoło. Próbowała sobie przypomnieć, którędy przyszła, jednak znów zaczęła odczuwać ból głowy, choć tym razem był on nieco mniej odczuwalny. Śnieg zdążył już całkowicie pokryć ulice i chodniki, a temperatura zdawała się wciąż maleć. Emma nie miała zamiaru stać i czekać aż zamarznie, toteż wyciągnęła z kieszeni komórkę i zaczęła szukać w kontaktach numeru Reginy. Zanim jednak przytknęła telefon do ucha dostrzegła ruch w oddali.
            - Regina? To Ty? – Krzyknęła w dal, przerywając połączenie.
Niestety nikt jej nie odpowiedział, jedynie nagłe porywy wiatru targały włosami blondwłosej, kierując śnieg na jej twarz. Może jej się przewidziało, albo to przez te bóle głowy? Nie mogła tego wykluczać. Ruszyła powoli do przodu, nie spuszczając z oczu uliczki, w której rzekomo coś zauważyła. Słyszała jedynie porywy wiatru, co chwila szarpiące jej kurtką, jednak oprócz tego, wszechogarniająca cisza stawała się aż nieznośna.
Stawiała kolejne kroki po śniegu, który całkowicie zakrył już wszystkie chodniki i ulice, wciąż kierując się w przed siebie. Chciała tylko odnaleźć jakikolwiek ślad Elsy lub Anny, który świadczyłby, że są blisko i mogą je uratować. Wszystko inne zostało zepchnięte na drugi plan, nie mając w tym momencie znaczenia. Emma była osobą niezwykle upartą i ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę, zwłaszcza, że jej matka wyróżniała się dokładnie tą samą cechą charakteru. Zdecydowanie w tej chwili było to bardzo pomocne, bo nie miała zamiaru się poddawać, jednak czasem Emma była też osobą zbyt mocno stąpającą po ziemi, co w Storybrooke niestety sprawiało czasem kłopoty.
Kiedy w końcu dotarła aż na sam koniec uliczki spotkała się jedynie z wysokim murkiem i kolejnymi budynkami. Mlasnęła z przekąsem, karcąc się w myślach za swoje wzrokowe omamy. Musiało jej się przewidzieć, a szalejąca burza śnieżna wcale nie ułatwiała szukania kogokolwiek. Ponownie sięgnęła dłonią do kieszeni od spodni, i wyciągnąwszy telefon wykręciła numer do Reginy i odwróciła się, żeby spróbować wrócić na miejsce, z którego przyszła. I wtedy niemal nie wypuściła komórki z ręki.
Jakieś kilka metrów przed nią niczym z ziemi wyrosła drobna dziewczyna stojąca nieruchomo z płaszczem przewieszonym na plecach. Wystające spod wielkiego kaptura dwa warkocze pokryte były szronem, a ona sama zdawała się zupełnie nie zwracać na to uwagi. Ramiona miała swobodnie spuszczone wzdłuż tułowia, trzymając dłoń drugą ręką. Widząc zaskoczenie na twarzy blondynki przechyliła lekko głowę i uśmiechnęła się niewinnie, jednak wciąż milczała.
Emma z początku nie wiedziała, co robić i stała jak wryta, wgapiając się na nieznajomą z otwartymi ustami. Opuściła dłoń, w której trzymała telefon, całkowicie zapominając, że próbowała połączyć się z Reginą, która w międzyczasie odebrała i czekała na reakcje.
            - Anna…? – Emma spróbowała, niepewnie obserwując dziewczynę.  Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale coś jej nie pasowało. Wolała jednak na razie wstrzymać się z pochopnymi myślami.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd równiutkich zębów.
            - Jesteśmy podobne. – Odezwała się w końcu, a jej głos był miękki i pogodny.
Nie czekała na reakcje Emmy, odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie, śmiejąc się do siebie samej.
            - Hej! Zaczekaj!
Blondynka ruszyła za dziewczyną. W tym momencie nie zagłębiała się, dlaczego akurat powiedziała takie słowa, a nie inne. Musiała ją złapać, choć nastolatka była niezwykle szybka i miała duże szanse na ucieczkę. To nie było normalne zachowanie, coś tu nie grało. Emma cały czas powtarzała to sobie w myślach, starając się nie zgubić uciekającej dziewczyny, choć szanse na dogonienie jej były naprawdę marne. W końcu jednak po kilkunastu sekundach biegu rudowłosa zatrzymała się i odwróciła w kierunku blondynki, która musiała gwałtownie się zatrzymać, aby nie wpaść na młodszą kobietę. Upewniwszy się, że nieznajoma nie rzuci się ponownie do ucieczki Emma rozluźniła się, nie spuszczając wzroku z towarzyszki.
            - Anna…? – Spróbowała ponownie, licząc na bardziej konstruktywną odpowiedź.
Nastolatka drgnęła, a jej mina momentalnie zmieniła się, a z twarzy spełzł wesoły uśmiech, który chwilę wcześniej malował się od ucha do ucha. Teraz jej usta wygięte były w smutnym grymasie, a w oczach pojawiły się malutkie łzy. Podniosła głowę, a jej spojrzenie spotkawszy się ze wzrokiem Emmy przeszyło ją na wylot lodowatym wyrazem.
Blondynka nie wiedziała, co robić. Cały czas miała to dziwne przeczucie, że coś jest nie tak i powinna jak najszybciej zawołać pomoc, ale domyślała się, że jak tylko wykona podejrzany dla dziewczyny ruch, ta znów rzuci się do ucieczki. Musiała myśleć szybko.
            - Hej… Wszystko w porządku? Masz na imię Anna, prawda? – Odezwała się w końcu, robiąc krok w przód.
Rudowłosa kiwnęła głową i w ciągu ułamku sekundy odwróciła się i pobiegła w najbliższą uliczkę. Emma nie zwlekając ruszyła za nią, jednak, gdy tylko skręciła przy budynku spotkała się z całkowicie pustym chodnikiem. Ani śladu żywej duszy. A przecież to było niemożliwe, skoro zaledwie kilka sekund wcześniej rudowłosa wbiegła w właśnie tę ulicę! Co się właściwie działo? Miała już serdecznie dość uganiania się za jakąś nieznajomą dziewczyną, dlatego też w końcu zatrzymała się i wyciągnęła rękę w kierunku kieszeni, by wyciągnąć z niej telefon.
            - Regina? – Odezwała się po kilku sygnałach. – Gdzie jesteś? Tu dzieje się coś dziwnego… I chyba właśnie widziałam siostrę Elsy, um? Tak, wrócę tam, gdzie się rozdzieliłyśmy.
Nie zwlekając ani chwili dłużej, odwróciła się, kierując swe kroki wzdłuż kolejnej uliczki. Miała nadzieję, że tym razem się nie pogubi i z łatwością odnajdzie drogę powrotną. Nie wiedziała jak bardzo się myliła, że powrót pośród zamieci okaże się niezwykle trudny i… ciekawy pod względem nagłego zwrotu akcji. Śnieg niemal natychmiastowo zgęstniał, a chłodny wiatr zmusił Emmę do zatrzymania się i osłonienia oczu przed lodowymi opiłkami. „Co tym razem!” Syknęła w duchu, starając się dostrzec drogę przed sobą, aby czasem na nic nie wpaść, jednocześnie stawiając kolejne kroki do przodu. Zaraz po tym pogoda diametralnie zmieniła się, a powietrze oczyściło się, teraz będąc całkowicie pozbawionym jakichkolwiek opadów śniegu czy wiatru. Zanim Emma zdążyła zrozumieć, co się wydarzyło, kilkanaście metrów przed nią zamajaczyła sylwetka jakiejś postaci, która z każdą chwila zbliżała się do kobiety.
            - Anna? – Nie wiedziała, kto to jest, ale z góry założyła, że rudowłosa nastolatka postanowiła jednak wrócić i współpracować.
Jednak, kiedy wyprostowała się i dokładniej przyjrzała osobie idącej z naprzeciwka mogła od razu stwierdzić, że to ktoś zupełnie inny. Istota przystanęła i uśmiechnęła się łagodnie. Uśmiech ten nie był w żaden sposób szczery, a jego właściciel nie bardzo się przejmował tym, czy jest on sztuczny czy nie.
            - Kim jesteś?! – Emma krzyknęła, sięgając ręką za plecy w poszukiwaniu broni, z przerażeniem uświadamiając sobie, że pistolet prawdopodobnie został na stacji szeryfa, a ona sama była w tym momencie bezbronna, nie licząc magii, którą rzekomo potrafiła się posługiwać.
            - Przybyłam po Ciebie, aby zabrać Cię w miejsce, do którego należysz. – Nieznajoma w końcu odezwała się, a uśmiech wciąż nie znikał z jej twarzy.
            - Przepraszam? Chyba pomyliłaś sobie osoby, kimkolwiek jesteś. Przykro mi, ale nie mam czasu na jakieś gierki.
Emma natychmiast odparowała, starając się nie tracić zimnej krwi i nie wpaść w panikę. W głębi duszy czuła, że może być w tarapatach, ale przecież nie mogła tego dać po sobie poznać, bo byłaby z góry skazana na porażkę. Nie miała pojęcia, z kim jest ta istota, ale wiedziała, że im dłużej ma do czynienia z dziwacznymi kobietami i śniegiem, do końca życia zima będzie znienawidzoną przez nią porą roku.
Suknia nieznajomej zafalowała, a wiatr delikatnie poruszył włosami obu stojących naprzeciw siebie kobiet. Wyższa w końcu uniosła rękę przed siebie, kierując jej wewnętrzną część w górę. Poruszyła palcami, a chwilę potem nad dłonią zatańczyły malutkie niebieskie, lodowe igiełki.
            - Przykro mi, że muszę to robić, ale nie dajesz mi innego wyjścia. Twój opór byłby jedynie niepotrzebnym problemem.
            - Co? O czym Ty… - Emma nie zdążyła dokończyć zdania. Igiełki uniosły się wyżej i z chwilą, kiedy kobieta machnęła ręką przekręcając ją w stronę blondynki poszybowały prosto w jej stronę, godząc ją prosto w pierś.
Z początku była w zbyt wielkim szoku, żeby móc zrozumieć, co przed chwilą się wydarzyło. Krzyknęła, kiedy poczuła kłucie w klatce piersiowej, gdy lód ugodził ją, przenikając przez ubranie. Przenikliwe zimno rozeszło się po całym ciele, aż w końcu upadła na kolana, nie będąc w stanie dłużej znieść bólu. Z trudem łapała powietrze, łapczywie chłonąc małe porcje tlenu, bo gdyby brała głębszy oddech, ucisk na klatkę piersiową byłby nie do wytrzymania. Jej twarz wykrzywił grymas cierpienia, lecz była w stanie unieść głowę i spojrzeć na kobietę ubraną w powłóczystą białą suknię, która krok za krokiem, powoli zbliżała się do klęczącej na śniegu blondynki. Jej usta, wciąż wykrzywione w pozbawionym emocji uśmiechu, spojrzenie przeszywające na wskroś i ta dalej uniesiona ręka, na której radośnie podskakiwały miniaturowe sopelki lodu. Ta cała mieszanina mogła wywołać ciarki na ciele, lecz Emma z każdą chwilą czuła się zbyt osłabiona, by móc jakkolwiek zareagować. Mogła jedynie obserwować poczynania nieznajomej, która wydawała się napawać widokiem cierpiącej. Jej ciało zaczęło drżeć z zimna, a ona nie była pewna, czy cięższy do zniesienia jest obezwładniający chłód, czy niemiłosierne kłucie w klatce piersiowej. Stwierdziła, że zapewne oba te czynniki w krótkim czasie wykonają swoje zadanie i całkowicie ją wykończą, dlatego też powoli przestała walczyć, poddając się myśli o straceniu przytomności.
Zanim jednak kompletnie pozwoliła bólu zapanować nad ciałem, ostatkiem sił, tchnięta dziwnym przeczuciem przekręciła głowę i ku jej zdziwieniu zobaczyła Reginę, która na jej widok momentalnie zatrzymała się, otwierając usta z przerażenia.
            - Regina… - Wychrypiała, a ulga, którą poczuła na widok obecności brunetki pozwoliła jej niemal bezboleśnie stracić przytomność i upaść na pokryty śniegiem chodnik.
            - Nie… Emma! – Regina krzyknęła i ruszyła szybkim krokiem w stronę leżącej towarzyszki, jednak zatrzymała się w pewnej odległości, z wściekłością obserwując białowłosą kobietę. Uniosła rękę, nad którą podskoczyła kula ognia i warknęła ze złością – Co jej zrobiłaś!

            -Zabieram ją tam, gdzie jej miejsce. – Nieznajoma uśmiechnęła się szyderczo i zanim Regina zdążyła wycelować w nią kulę ognia, machnęła ręką i wraz z Emmą zniknęły w obłokach białej mgły, pozostawiając brunetkę samą w ciemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz