czwartek, 11 grudnia 2014

[o-s] Goodbye

Mały przerywniczek od Charming like a father. Dosyć krótki one-shot, musiałam go napisać, bo od jakiegoś czasu strasznie ciągnęło mnie do wypróbowania fanficka w takim nastroju. Uwaga! Smutne!



                  Miarowy odgłos działającej aparatury nadawał rytm słabo bijącego serca Reginy, która leżała nieprzytomna na jednym ze szpitalnych łóżek, podpięta ze wszystkich stron do różnego rodzaju przewodów. Jej klatka piersiowa nieznacznie unosiła się i opadała, a jednak oprócz tego nic nie wskazywało na to, że mogłaby żyć. Na twarzy nie było ani śladu makijażu, przez co pani burmistrz wyglądała całkowicie inaczej… Tak niewinnie i bezbronnie, choć wciąż pozostawała piękna jak zawsze, jakby jej życie wcale nie było zagrożone, a ona sama potrzebowała tylko krótkiej drzemki by się naładować, a potem jak gdyby nigdy nic powrócić do swoich codziennych obowiązków. Blade usta były całe popękane i spierzchnięte, a włosy w totalnym nieładzie, lecz nikt się tym nie przejmował. Zwłaszcza osoba siedząca na krześle tuż obok szpitalnego łóżka.
                  Kobieta założyła blond kosmyk włosów na ucho, pociągając lekko nosem. Siedziała tutaj już od dobrych kilku godzin, ale nie miała zamiaru nigdzie wychodzić i zostawiać nieprzytomnej samej. Zdawała sobie sprawę, że brunetka prędko się nie obudzi i pewnie nawet nie wie o jej obecności, jednak czuła, że powinna tu zostać. Zostać i trwać przy niej niezależnie od niczego. Uśmiechnęła się nieznacznie, a pojedyncza łza spłynęła po napuchniętym policzku zmierzając falistym ruchem aż do brody, by tam móc opaść na kolana. Kątem oka dostrzegła uschnięte już kwiaty w wazonie postawionym przy łóżku. Przypomniała sobie jak kilka dni temu razem z Henrym poszli do kwiaciarni pana Moe French’a, by wybrać roślinę, którą mogliby postawić w szpitalnej Sali. Oczywiście oboje wybrali lilie, ulubione kwiaty Reginy. Były tak samo majestatyczne i pełne wdzięku jak i ona, a biały kolor nadawał im delikatności i niewinności.
            - Nie mówiłaś, że trzeba wymienić kwiaty. Zdążyły już uschnąć i opaść. – Emma odezwała się cicho, a jej lekko zachrypnięty głos poniósł się po pomieszczeniu. Przez cały czas siedziała w milczeniu, że nawet dla niej jej własny głos wydawał się dziwny. Przygryzła dolną wargę, wyobrażając sobie, że Regina odpowiada jej jakimś docinkiem i znów między nimi wybucha mała sprzeczka. Niestety nic podobnego się nie wydarzyło, a cisza, jaka panowała w pokoju wydawała się być nieznośna.
Emma nieznacznie poruszyła się na krześle, by móc pochylić się nad nieprzytomną. Delikatnie, ledwie dotykając chłodną skórę musnęła opuszkami palców czoło, a następnie policzek Reginy, zatrzymując się na moment na jej ustach.
            - Tyle Cię ominie… - Wyszeptała po chwili, gładząc miękkie jak aksamit kruczoczarne włosy. Wzięła głęboki, przerywany lekkimi szlochami wdech, próbując za wszelką cenę zapanować nad płaczem i łzami uparcie spływającymi po jej policzkach. Będąc samej w domu zdążyła już tyle wypłakać, że dziwiła się, że jeszcze ma czym płakać i nie jest odwodniona.
Całe jej ostatniego dnie wyglądały zupełnie tak samo, monotonnie, pozbawione jakiegokolwiek sensu. Potrafiła przeleżeć dosłownie cały dzień w łóżku, wstając jedynie do toalety. Nie miała ochoty nigdzie wychodzić, a tym bardziej pracować w biurze szeryfa. Henry, jak i jej rodzice zmartwieni jej stanem cały czas próbowali ją jakoś podnieść na duchu, wiedząc, że może to nie przynieść zamierzonego skutku. Jednak wciąż próbowali, nie poddawali się. Nie mogli ze względu na jedną małą duszyczkę, która mogła na tym najwięcej ucierpieć, choć nie była niczemu winna.
Ciche kliknięcie zamykanych drzwi wyrwało Emmę z letargu, zmuszając ją do wyprostowania się i przetarcia wierzchem dłoni mokrych policzków. Jak od niechcenia, przeniosła wzrok na osobę, która weszła do środka. Jej czerwone oczy opadły na Mary Margaret, która z miną pełną bólu stała przy wejściu. Przez chwilę żadne z nich nie odezwało się. Blondynkę niewiele to obchodziło, chciała tylko pobyć w ciszy z Reginą zwłaszcza, że nadchodził ten czas.
            - Kochanie… - Głos krótko ściętej kobiety w końcu rozległ się wokoło i dopiero wtedy Emma ponownie spojrzała na matkę, która przesunęła się nieco, by wpuścić do środka kogoś jeszcze. Drzwi uchyliły się i głowa Henry’ego niepewnie pojawiła się w szczelinie. Napotkał lekko nieobecny wzrok Emmy i zacisnął lekko wargi, by zrobić kilka kroków do przodu. Zanim ktokolwiek zdążył się spostrzec, Mary Margaret niezauważalnie wymknęła się z pokoju, zostawiając ich samych.
Henry zatrzymał się, trzymając w rękach małe zawiniątko. Jego twarz również była czerwona od płaczu, jednak tym razem przybrał obojętną minę, próbując pokazać innym, że jest silny, nawet jak na nastolatka. Kąciki jego warg lekko drgnęły. Nie poruszył się, czekając na reakcję Emmy, która w milczeniu przymknęła oczy, a kolejna porcja łez uwolniła się spod rzęs. Tyle wystarczyło. Chłopak zbliżył się do matki, przekazując jej małe niemowlę, owinięte w niebieski kocyk. Dziecko spokojnie spało, nieświadome rozgrywającej się właśnie sceny. Emma odwróciła się w stronę Reginy, bawiąc się końcówką bawełnianego materiału, a Henry przysunął się bliżej, kładąc rękę na ramieniu blondynki, chcąc tym samym dodać jej otuchy, a co za tym szło, również i sobie. Ścisnął nieco palce, nie mając odwagi, by w tym momencie spojrzeć na swoją drugą matkę.
            - Poznaj Lily. Twoją córkę. – Emma w końcu przerwała ciszę, kierując swe słowa do nieprzytomnej kobiety. Uśmiechnęła się ciepło, mimo iż cały czas czuła nieznośny ucisk w klatce piersiowej, który ani na chwilę nie chciał zniknąć. Tak bardzo chciała przekazać Reginie niemowlę, ułożyć na jej rękach i móc się wspólnie cieszyć z ich największego szczęścia. Cały czas te myśli sprawiały jej ból, który wręcz paraliżował. Potrząsnęła lekko głową, chcąc pozbyć się natrętnych głosów, które cały czas słyszała. Spojrzała na brunetkę, naiwnie wierząc, że w pewnym momencie kobieta obudzi się, otworzy oczy i powoli wszystko wróci do normy.
            - Nie martw się. Jak dorośnie będzie dokładnie taka sama jak Ty. I nie chodzi mi tylko o wygląd, bo to już było wiadome od początku. – Zaśmiała się nerwowo, kolejny raz zakładając włosy za uszy. – Będzie taka piękna jak jej mama. Będzie taka majestatyczna, pełna gracji, ale też oczywiście sarkastyczna i złośliwa. Ale będziemy ją kochać tak, jak kochamy Ciebie. Na zawsze.
Głos się jej załamał i Emma zamilkła, nie będąc w stanie wykrztusić z siebie więcej słów. Zakryła dłonią usta, powstrzymując się od szlochu. Będzie musiała być silna. Dla syna. Dla córki. Dla siebie samej. I dla Reginy. Bo tego na pewno by chciała. Nie chciałaby widzieć Emmy w rozsypce, podczas gdy ma obowiązki i rodzinę do opiekowania się.
            - Tracimy ją. – Głos Whale’a dotarł uszu Emmy niczym grzmot, z trwogą rozbrzmiewając kilkakrotnie jak echo.
Kilkoro osób w białych fartuchach krzątało się wokoło łóżka szpitalnego, pospiesznie zajmując się swoimi zadaniami. Respirator szaleńczo działał, głośno dając znać o złym stanie Reginy, jednak w tym momencie nikt nie zwracał uwagi na samo urządzenie, ale na leżącą ociężałą kobietę.
            - Zróbcie coś! – Emma krzyknęła zrozpaczona, kiedy udało jej się przedrzeć przez dwie pielęgniarki stojące przy wejściu na sale. Zbliżyła się do łóżka, a łzy spływały po jej twarzy.
            - Mamy zbyt mało czasu, musimy podjąć decyzję, jednak wielce prawdopodobne, gdy uratujemy dziecko, matka…- Lekarz zamilkł, wymownie spoglądając na roztrzęsioną blondynkę. Zegar tykał, sekundy upływały, a Regina wciąż nieprzytomna leżała na łóżku, niebezpiecznie bliska utraty dziecka podczas porodu.
Emma nie wiedziała, co robić. Miała ochotę rozszarpać wszystko na strzępy, głupio spróbować True Love Kiss, cokolwiek, byleby coś zrobić. Nie akceptowała żadnego scenariusza, który uwzględniałby czyjąś śmierć. Nie tak to miało wyglądać. A tymczasem stała nieprzydatna, czekając na główną decyzję lekarzy. I wiedziała, że jej się to nie spodoba. Stała w miejscu, zamrożona, nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Nieprzytomnym wzrokiem powiodła na leżącą na łóżku sylwetkę, wokół której pielęgniarki przygotowywały miejsce do cesarskiego cięcia. Nawet nie wiedziała, kiedy dokładnie silny uścisk dłoni Davida na jej ramieniu wyprowadził ją z Sali operacyjnej, prowadząc na ławkę na korytarzu. Dla niej już wszystko było obojętne.
Wtem znów poczuła czyjąś dłoń na ręce. Wzdrygnęła się i powolnym ruchem powiodła wzrokiem w górę, napotykając zatroskane i pełne smutku spojrzenie ojca. Spostrzegła, że Henry’ego już nie ma w pokoju, a zamiast niego lekarz stoi w kącie, czekając na wykonanie swego zadania.
            - Musimy iść.
Przycisnęła małe zawiniątko do piersi, niepewna czy jest gotowa na krok ostateczny. Westchnęła, a cichy jęk wydobył się z jej ust przeczuwając, co będzie za chwilę. W końcu jednak musiała wstać. Nie mogła przeciągać tej chwili w nieskończoność.
Podniosła się z miejsca, wciąż czując się słabo i nieobecnie. Ignorując wszystko inne zbliżyła się do skraju łóżka, by za chwilę móc pochylić się nad kobietą i złożyć na jej czole delikatny pocałunek. Powoli wyprostowała się wiedząc, że kolejna fala bólu za chwilę uderzy i tym razem może być gorzej niż wcześniej. Ostatni raz wysiliła się na uśmiech poprzez łzy i wyszeptała tak cicho, by tylko Regina usłyszała, co miała do powiedzenia.
            - Kocham Cię.

Potem obrazy rozmyły się i nie była do końca pewna, co się działo następnie. Widziała jak przez mgłę, jak ojciec wyprowadza ją z Sali, a matka bierze małą Lily na ręce. Oboje prowadzą ją jak zaklętą korytarzem przed siebie, a ona stawia każdy kolejny krok jak lalka, którą trzeba kierować, by szła dalej. Obojętnie zerkała na wszystkie znajome twarze. Może i jej ciało było tutaj, jednak jej dusza została w Sali numer 3, gdzie zostawiła ukochaną, żegnając się z nią na dobre. Zamknęła oczy, a jej myśli powędrowały w stronę największego powodu bólu, który czuła aż zbyt wyraźnie – Jej. I wiedziała, że ich córeczka będzie żyć. Będzie zdrowa. Dlatego, że jej matka poświęciła swoje życie za nią, zostawiając tym samym cząstkę siebie tutaj, na Ziemi. 

5 komentarzy:

  1. Lily kojarzy mi się z Lily Evans, która nie przypadła mi do gustu w HP, ale... Tutaj calkowicie to imię pasuje do małej.
    Tyle feelsów ostatnio mi bardzo potrzeba, dlatego thank you!
    To bylo piękne, od początku łzy pojawiły się w moicho oczach, ale dopóki nie pojawił się Henry zastanawiałam się, co jest Reg i ani razu nie pomyślałam o dzieciaczku. Well, teraz tylko czekać na kolejny rozdział twojego CLaF! ♥

    love, xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lily powinna Ci się kojarzyć z Lily z serialu :D
      Ale bardzo mi miło, że tak się podobało i wywołało takie emocje, naprawdę, nie sądziłabym, że potrafię coś takiego zapisać w słowach :)
      A kolejny rozdzialik za niedługo oczywiście!

      Usuń
  2. Zabiłaś mnie tym, piękne. Tyle powiem. :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, ale to chyba nie dobrze? :D W każdym razie dziękuuuje za komentarz :)

      Usuń
  3. Oh shit! Zabolało. Oj, zabolało jak cholera, ale to dobrze. Wzbudziłaś we mnie różnorodne emocje, co nie jest wcale takie łatwe. Dziękuję, że mogłam przeczytać coś takiego, coś tak wspaniałego jak ten shot.

    OdpowiedzUsuń