wtorek, 30 grudnia 2014

Charming like a father [VII]

Byłoby miło, gdyby Ci, którzy to czytają dali jakikolwiek znak co jest nie tak, co jest ok, co poprawić, co zmienić, bo chciałabym wiedzieć co o tym wszystkim myślicie. :)
Jedziem z kolejnym rozdziałem!


              Elsa nie wiedziała, dlaczego tchnięta dziwnym przeczuciem zdecydowała się wrócić na wzgórze, gdzie stała wielka szopa. Może podświadomie sądziła, że tam znajdzie wszystkie odpowiedzi na nurtujące ją pytania? Choć nie ważne, czemu tam poszła, gdyż dla niej najbardziej istotne było odnalezienie siostry. Kiedy tylko trawa zaczęła ustępować suchemu śniegu, Elsa poczuła zimny podmuch wiatru. Zaintrygowana przyspieszyła kroku i wyminęła wielką szopę, by jej oczom ukazał się masywny lodowy zamek, który do złudzenia przypominam, ten, który ona sama wybudowała, kiedy uciekła z Arandelle. Ale przecież… Jak to było możliwe?

Kilka godzin wcześniej.

            - Będziemy miały gościa. Mam nadzieję, że nie będzie Ci to przeszkadzać. – Wysoka kobieta pochyliła się nad siedzącą na lodowej podłodze dziewczynką. Uśmiechnęła się i pogładziła ją po rudych włosach, które straciły swój dawny blask i wydawały się mieć nieco chłodny odcień.
Dziewczyna beznamiętnie kiwnęła głową, pochłonięta dziwną zabawą z lodowymi puzzlami, które uprzednio rozłożywszy na posadzce, teraz zawzięcie starała się poskładać w jedną całość. Uwagę na świat zewnętrzny dopiero zwróciła, kiedy potężne drzwi rozsunęły się z hukiem, zmuszając ją do podniesienia głowy. Jej oczy opadły na skurczonej sylwetce kobiety, która z trudem weszła do pomieszczenia, trzymając rękę przyciśniętą do klatki piersiowej. Zatrzymała się po paru krokach, z łoskotem upadając na kolana. Miała coraz mniej sił, jednak wciąż była w stanie utrzymać przytomność, mimo chłodu rozlewającego się po całym ciele. Uniosła lekko głowę i dopiero wtedy dostrzegła postać dziewczyny, obok której stała wyprostowana kobieta w białej sukni.
            - Ty… Ty ją porwałaś i przetrzymywałaś! Ten śnieg… To wszystko Twoja sprawka! – Wyjąkała, z wściekłością patrząc wprost w błękitne oczy jasnowłosej. Kiedy nie doczekała się żadnej odpowiedzi z jej strony zwróciła się w stronę nastolatki, wciąż układającej lodowe puzzle – Anna! Nie jesteś tu bezpieczna. Uciekaj stąd póki możesz!
Niestety rudowłosa nie poruszyła się, kompletnie ignorując desperacką próbę Emmy. Podniosła głowę na swą opiekunkę, oczekując od niej jakiejś reakcji.
            - Ona jeszcze o niczym nie wie, spokojnie, za niedługo będzie taka jak Ty. Będziesz miała z kim spędzać czas, kiedy mnie nie będzie. – Nieznajoma odezwała się delikatnym głosem, obdarzając ją ciepłym uśmiechem.
            - O czym Ty mówisz?! Jaka taka jak ona? Co tu się dzieje?! – Emma miała mętlik w głowie. Powoli jednak, wszystko zaczęło jej się układać w jedną całość, która docierała do niej z coraz większą premedytacją. – Zaraz… Ten zamek… Lód, stan Anny… Ty jesteś Królową Śniegu.
Niemal nie parsknęła, kiedy w końcu zrozumiała, co się dzieje. Anna nie była w stanie uciec, gdyż była pod wpływem Królowej, która zapewne musiała umieścić w niej odłamek szkła lub lodu, tak jak to było w oryginalnej baśni. Emma myślała gorączkowo, w jaki sposób mogłaby skontaktować się z Reginą, by mogła im pomóc. Zamiast tego ze zgrozą uświadomiła sobie coś jeszcze gorszego.
            - Ja… Ja umieram… Całe to zimno w moim ciele… Kiedy zamrozi moje serce ja umrę…
Nie było to pytanie, a raczej stwierdzenie, które z ogromną siłą uderzyło w nią i zasiało panikę w wyczerpanym już organizmie. Ponownie uniosła głowę, aby jej spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Królowej Śniegu, która cały ten czas w milczeniu obserwowała ją, a na jej twarzy widniał lekko, nieco ironiczny uśmiech pełen zwycięstwa.
            - Może Ty umierasz, ale wciąż tutaj pozostaniesz. Będziesz mogła żyć ze mną przez całą wieczność, zapewnię Ci wszystko, o czym mogłabyś tylko sobie wymarzyć. Pozwól mi się tylko Tobą zaopiekować, a sprawę, że ból całkowicie zniknie i nie będziesz musiała się z nim męczyć.
            - N-nie… Muszę Cię rozczarować. Nigdy nie będziesz miała nikogo, kto spędzi z Tobą całą wieczność. Przynajmniej nie dobrowolnie. A co to za życie, skoro Ci ludzie będą zmuszani, aby móc z Tobą żyć? To nie będzie prawdziwe. To będzie tylko iluzja, kłamstwo, które sama sobie będziesz stwarzać, bo inaczej nie potrafisz funkcjonować.
Ledwie była w stanie dokończyć ostatnie zdanie, gdy poczuła na szyi niewidzialny stalowy uścisk, który zacisnął się w momencie, kiedy Królowa uniosła dłoń w dokładnie taki sam sposób, w jaki zwykła to robić Regina, gdy uśmiercała swoje ofiary. Z trudem łapiąc oddech zdołała podnieść się na własnych siłach, jednak niewiele się to zdało na cokolwiek. Czuła, jak do jej płuc dochodzi coraz mniejsza ilość powietrza, a ból w klatce piersiowej zaczął dawać się we znaki. Wtem nieznajoma opuściła rękę, a Emma z łoskotem opadła na posadzkę, nabierając w płuca jak największą porcje tlenu.
            - Po pierwsze, moja droga, nie mów do mnie takim tonem. Po drugie o to już się nie musisz martwić. Za niedługo Ty też będziesz mi posłuszna, Twe serce musi zostać tylko tknięte chłodem. Ciesz się ostatnimi minutami wolnej woli.
Kobieta parsknęła ze śmiechu i opuściła wielką salę, zamykając drzwi z trzaskiem. Anna, wciąż pogrążona w skomplikowanej układance zdawała się w ogóle nie przejmować obcym towarzyszem, natomiast Emma z trudem zdołała się podczołgać do dziewczyny, ostatni raz podejmując próbę rozmowy. Nie sądziła, że tym razem coś się zmieni, ale przecież musiała cokolwiek zrobić, zanim całkowicie opadnie z sił.

Czas obecny.

            Z każdym krokiem coraz bardziej zbliżała się do masywnej lodowej budowli, która z tak bliska robiła wielkie wrażenie. Każda ściana, każdy element dopracowany był z najmniejszym szczegółem, choć wokoło całego budynku tkwiły zaostrzone lodowe szpikulce nadające całości bardzo surowy wygląd. Z nieba prószył drobny śnieg, leniwie opadający na ziemię, a cisza zalegająca na wzgórzu wydawała się nieprzerwana przez nawet najmniejszy dźwięk.
Elsa bez problemu ominęła każdą małą pułapkę, aż w końcu dotarła aż po same podwójne drzwi. Zamknęła oczy i uniosła rękę, a lodowy zamek od razu ustąpił i wrota otworzyły się, zachęcając kobietę do wejścia do środka. Nie wahała się i przestąpiła próg, z wolna poruszając się wewnątrz zamrożonego hallu. Zadarła głowę do góry, a jej przed jej oczyma pojawił się ogromny balkon, do którego prowadziły spiralne schody. Pod nim, zwisały różnego rodzaju girlandy zbudowane, rzecz jasna z lodu. W środku bił od ścian chłód, jednak Elsie zupełnie to nie przeszkadzało, toteż z uwagą obserwowała każdy, nawet najmniejszy detal w wystroju. Ktoś posiadał zdecydowanie talent i moce takie jak ona. A to mogło oznaczać, że Elsa nie była jedyną osobą z takimi zdolnościami, jak wcześniej myślała. Ale czy to było, aby na pewno dobre?
W pewnym momencie dostrzegła ruch na owym balkonie, który wcześniej obserwowała. Ponownie spojrzała do góry, przygotowując się na niespodziewany atak, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Może to był tylko wiatr albo coś innego niż człowiek? Elsa ostrożnie podeszła do szklanych schodów i powolnym krokiem zaczęła wychodzić na górę, trzymając rękę nieco uniesioną na wysokości klatki piersiowej, by w razie niebezpieczeństwa móc dostatecznie szybko zareagować. Uważnie stąpała po schodach, aż dotarła na sam ich szczyt, lecz wciąż nie zauważyła nic, co mogłoby spowodować ruch, który uprzednio zobaczyła. Zbliżyła się do balustrady, skąd miała widok na cały parter i schody, jednak tam też nic nie było.
            - Mnie szukasz?
Na dźwięk obcego głosu, Elsa wzdrygnęła się i szybko odwróciła, by stanąć twarzą w twarz z Królową Śniegu, która wyraźnie pojawiła się znikąd, teraz swobodnie stojąc kilka metrów przed kobietą.
            - Kim jesteś?
            - Nie poznajesz mnie? – Wysoka kobieta zrobiła zdziwioną minę, by chwilę później zaśmiać się ironicznie. – Rzeczywiście, na jakiej podstawie miałabyś mnie w ogóle pamiętać…
Elsa zmarszczyła brwi, słuchając nieznajomej. Dlaczego była pewna, że obie się skądś znały? Przecież raczej by pamiętała kogoś tak… charakterystycznie wyglądającego. Zwłaszcza, jeśli ona była osobą, która władała taką samą mocą i stworzyła ten lodowy zamek. Zawahała się nad kolejnymi słowami, które chciała powiedzieć, nie będąc pewną, jaką odpowiedź by dostała. Może ona sobie po prostu z nią pogrywa, chcąc wytrącić ją z równowagi i wtedy zaatakować? Albo wcale nie myślała o jakiejkolwiek walce… Elsa nie była pewna, czego mogłaby się spodziewać, dlatego wolała zachować szczególną ostrożność, nie tylko na zachowanie rozmówczyni, ale też na słowa, jakie mogłaby wypowiedzieć.
            - Ty stworzyłaś ten zamek? – Zapytała po chwili milczenia, ignorując pytanie, która ta uprzednio zadała.
            - Ty naprawdę myślisz, że jesteś jedyną, która ma taki piękny dar? Oh, moja droga Elso… Gdybyś tylko nie dorastała pośród tylu kłamstw… Wszystko by wyglądało inaczej… - Kobieta westchnęła, jednak jej gra aktorska była zbyt udawana, aby można było uwierzyć w jej intencje.
            - Skąd mnie znasz? – Elsa wyrzucała z siebie kolejne pytania, choć domyślała się, że kobieta nie będzie skłonna do odpowiedzi. Zaczęła odczuwać coraz większy niepokój, co niestety objawiło się malutkimi płatkami śniegu, które pojawiły się wokoło niej, wirując i mieniąc się w świetle. Przeklęła w duchu, licząc, że nieznajoma nie domyśli się powodu pojawienia się tych małych drobinek.
            - Gdybyś od samego początku miała osobę, która pomogłaby Ci zrozumieć samą siebie, nie musiałabyś teraz ujawniać swojego niepokoju poprzez ten śnieg. Umiałabyś panować nad emocjami, jednocześnie posługując się magią tylko wtedy, kiedy tego chcesz. Niestety, Twój ojciec wybrał złe decyzje w swoim życiu…
            - Mój ojciec? O czym Ty w ogóle mówisz? Kim jesteś? – Elsa cofnęła się o krok, a śnieg wokoło niej zgęstniał.
            - Matki wiedzą, co jest najlepsze dla swojego dziecka. Lecz czasem to zbyt mało… I wszystko kończy się tragicznie. – Kobieta odwróciła wzrok z lodowych ścian, a jej oczy spotkały się ze spojrzeniem Elsy, która stała zmieszana, kompletnie nie wiedząc, co zrobić.
Przez moment obie stały w bezruchu, w milczeniu obserwując się wzajemnie i żadna z nich wydawała się wiedzieć jak kontynuować rozmowę. Elsa nie do końca rozumiała, o co chodziło kobiecie, czy to miała być jakaś zagrywka? Kątem oka oceniła jak daleko ma do schodów prowadzących na dół, jednak wiedziała, że szanse na ucieczkę mogą być całkowicie równe zeru, gdyż nieznajoma stała dosyć blisko stopni, a dodatkowo wyraźnie była od niej potężniejsza. Królowa zauważyła wędrujący wzrok białowłosej i jedynie uśmiechnęła się pobłażliwie.
            - Spokojnie, nie musisz się mnie obawiać. Nigdy bym nie skrzywdziła swojej córki.
--
            Regina z wściekłością cisnęła kolejną książką, którą wertowała w poszukiwaniu odpowiedzi na temat podejrzanej kobiety w białej sukni. Nie mogła znaleźć nic, co pomogłoby w odnalezieniu Emmy, przez co jej cierpliwość była całkiem na granicy. Od chwili, w której została sama na ulicy minęło kilka godzin, a ona wciąż nie pojawiła się w mieście, by powiadomić Charmingów o tym, że ich córka została porwana. Nie miała pojęcia jak by to przyjęli, a obawiała się, że zwalą winę na nią samą, a tego by nie chciała, choć cały czas natrętna myśl powtarzająca jej w głowię, że mogła temu zapobiec nie dawała jej spokoju. Miała zamiar odnaleźć Emmę jeszcze przed północą bez wzbudzania niepotrzebnego niepokoju, toteż zaszyła się w krypcie, przeszukując wszystko, co znalazła w zasięgu wzroku.
W końcu po kolejnych kilkunastu minutach opadła zrezygnowana na chłodną posadzkę, wypuszczając ciężko powietrze. Wciąż miała wrażenie, że ta kobieta ma coś wspólnego z Elsą, jednak ani jednej ani drugiej nie mogła znaleźć, ani nawet wytropić, gdyż nie posiadała nic, co byłoby ich własnością. Jedyna myśl, która wydawała się całkiem nienajgorszym pomysłem dotyczyła powrotu na wzgórze, gdzie złośliwa stodoła nie chciała wpuścić nikogo poza Emmą. Jednak czy miało to sens? Regina nienawidziła uczucia, które nawiedziło ją w tym momencie. Uczucia bycia nieprzydatnym, niezdatnym do działania, by pomóc w ratowaniu żywej istoty. To wszystko pogarszał fakt, że życie Emmy mogło być poważnie zagrożone.  Regina uniosła głowę, a jej wzrok spoczął na zdjęciu jej z Henrym, które przyniosła do krypty jakiś czas temu. Nie mogła zawieść syna. Nie mogła przyczynić się do śmierci jego matki. Przecież nie mogła pozwolić Emmie być zakładniczką, czy bóg wie, czym.
I wtedy jej myśli powędrowały do sceny przed Granny’s. Obrazy z tamtej chwili pojawiły się przed jej oczami i choć próbowała o tym zapomnieć, nie mogła wymazać z głowy uczucia, które poczuła w momencie, kiedy Emma zbliżyła się do Pani burmistrz i zrobiła najmniej spodziewaną rzecz, jaką mogłaby kiedykolwiek zrobić. To był błąd. Racja. Jednak to nie zmieniało faktu, iż Regina wciąż analizowała wszystko, co wydarzyło się tamtego wieczoru. I chociaż nie chciała tego przyznać, w głębi duszy czuła, że Emma jest dla niej w jakiś sposób ważną osobą, której mogłaby zaufać. Dlatego właśnie nie mogła się poddać. Musiała jeszcze raz udać się do stodoły i tym razem wykorzystać swoją magię, by dowiedzieć się, co jest grane.

            Regina podniosła się z posadzki, poskładała książki i odłożyła je na miejsce, by z wolna skierować się w stronę wyjścia z krypty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz